Recenzja filmowa nr 610: Nosferatu (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa nr 610: Nosferatu (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Plakat i informacje o filmie

 

Kiedy Robert Eggers, reżyser, który zdążył udowodnić widzom, że nie tylko ma talent, ale i cieszy się nieocenioną w swym fachu twórczą niezależnością, zabrał się za kręcenie nowej wersji klasyka kina „Nosferatu”, wiadomo było, że będzie na co czekać.

Akcja filmu toczy się w pierwszej połowie XIX wieku w Niemczech. Bohaterami są nowożeńcy Thomas i Ellen, którzy niestety muszą się na jakiś czas rozstać. Thomas jedzie do Transylwanii na spotkanie z tajemniczym Hrabią Orlokiem, któremu ma sprzedać posiadłość. Ellen jest pełna złych przeczuć w związku z długą i niebezpieczną podróżą męża i to, jak wiadomo każdemu zaznajomionemu z tą historią, szybko się spełni.

No właśnie, jeśli ktoś spodziewał się, że reżyser zaserwuje nam jakąś rewoltę w samym przebiegu fabuły, to się zawiedzie. Zmienia się natomiast perspektywa, gdyż w tym filmie na pierwszy plan wysuwa się postać Ellen i jej bardziej niż w oryginale rozbudowana relacja z Hrabią Orlokiem. Ta zmiana bardzo mi się podobała, przede wszystkim dlatego że dzięki temu zabiegowi spędzamy więcej czasu z bohaterką, w którą kapitalnie wciela się Lily-Rose Depp. Jest to rola bardzo wymagająca, zwłaszcza fizycznie i to sceny z nią przyprawiały mnie o dreszcze, jak na prawdziwe kino grozy przystało.

Poza tym seans uważam za udany ale nic ponadto. Przez większość czasu oglądałam z kronikarskim zainteresowaniem, jednak także z rosnącym emocjonalnym dystansem. Film oczywiście wygląda pięknie i malowniczo. Nic dziwnego, skoro za inspirację posłużyło malarstwo z tamtego okresu, tak że każdy niemal kadr jawi się niczym ożywiony obraz. W miarę rozwoju akcji czułam się jednak bardziej jak w muzeum, niż w prawdziwych miejscach epoki. Nawet makabra, której tu nie brakuje, jest dopieszczona i wystudiowana. Sama się sobie dziwię, jak bardzo byłam nieporuszona, gdy z ekranu lały się płyny ustrojowe, a ulicami opętanego plagą miasta przebiegały hordy szczurów.

Drugim aspektem, który psuł mi nieco przyjemność oglądania jest dosłowność. Generalnie nie pogardzę konkretem w fabule i uważam, że wszystkie chwyty są dozwolone, jeśli wybrany przez reżysera sposób narracji jest wewnętrznie spójny. Jednak horror to ten wyjątkowy gatunek filmowy, w którym mniej znaczy dla mnie więcej. Wolę sugestie i niedopowiedzenia niż kawę na ławę, a ten film raczej nie daje wielu okazji do samodzielnego wypełniania luk. Podobało mi się przedstawianie  Hrabiego Orloka z bujnym słowiańskim wąsem i fakt, że w pierwszej scenie z jego udziałem widzimy zaledwie jego zarys w półcieniu. Gdy pojawia się na ekranie w całej okazałości, nie wydaje się już tak intrygujący.

Oczywiście to co dla mnie jest mankamentem, dla innego widza może stanowić atut filmu, dlatego  najlepiej przekonać się o tym samemu. Jaki by nie był efekt końcowy, każdy film tego reżysera jest ciekawym i wyczekiwanym doświadczeniem.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Robert Eggers

Ocena; 6/10